Niedziela, a jakby poniedziałek.
Ostatnio praca przenika coraz częściej moje życie prywatne.
Wracam do domu i myślę o niej -
czy wszystko zrobiłam, czy zdążyłam na czas...
Czasami nie zdążę, coś jest bardzo ważne i musi być zrobione na już.
Wtedy przychodzą takie popołudnia jak to.
Dzisiejsze popołudnie sponsoruje literka P
jak Power Point
oraz E
jak Excel.
:(
:( i nic więcej...
OdpowiedzUsuńech, znam to :( Mąż właśnie smaruje coś w Excelu. Taka "rodzinna" niedziela. Powodzenia! :)
OdpowiedzUsuńznam to. okropność. i zerwane noce czy zrobiłam wszystko?!!! eh.....
OdpowiedzUsuńNie lubie tego ;(
OdpowiedzUsuńKiedyś tak miałam, że w domu myślałam o pracy. Z biegiem czasu udało mi się osiągnąć ten work&home balance, czego i Tobie życzę :-)
OdpowiedzUsuńU mnie mąż tak ma już od paru tygodni :-/ Zdecydowanie nie lubię!
OdpowiedzUsuńNie daj się!!!
OdpowiedzUsuńNie samą pracą żyje człowiek ;)
Weszłam pierwszy raz na tego bloga i zakochałam się:) W blogu oczywiście:) Dodaję do ulubionych:) A text o rejestracjach z Lu na WU mnie rozwalił:))))Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńA ja zastanawiam sie czy popracowac w domu dzisiaj czy moze jutro? ... tak, jednak jutro posprzatam!:)
OdpowiedzUsuńWspolczuje bo dokladnie pamietam to uczucie, praca w glowie 24h.
Jaka ja szczesliwa teraz jestem!
Nie daj sie prosze.
Jane