stylesheet' type='text/css'>

niedziela, 10 stycznia 2016

Didaskalia

Dlaczego wciąż się czegoś boję?
Nie wiem.
To w głowie jest chyba - wieczna potrzeba kontrolowania, planowanie, i stawianie maleńkich kroczków żeby tylko się nie przewrócić, trwać w strefie komfortu, niczego nie zmieniać.
Przez długi czas mojego związku bałam się czy mój mąż nie zadeklaruje czegoś "szalonego" przy naszych znajomych, byle bym tylko nie musiała nic takiego robić.
Więc po jakimś czasie mówił coraz mniej bo zwykle kończyło się na awanturce
albo "poważnej rozmowie" na temat nieuzgodnionych wcześniej wyjazdów, wyjść, spotkań, wspólnych szaleństw. (zaznaczę tu, że szaleństwem jest dla mnie wiele rzeczy, które dla normalnych ludzi są najnormalniejsze w świecie np. wieczorne spontaniczne łyżwy, wypad rowerowy za miasto z sąsiadami, spontaniczne wakacje w ciepłym kraju). 
Nie zastanawiam się nad tym na co dzień ale dzisiaj od rana jakoś tak o tym pomyślałam i zadałam sobie pytanie - Czy mi to pasuje? Czy chciałabym coś z tym zrobić?
I nie wiem. I myślę sobie, że dzisiaj o tym pomyślę.

Zainspirowała mnie BLIMSIEN , a dokładnie to - co przeczytałam u niej na blogu:

"Twoje ciało w zimnej trumnie będzie dużo lepiej wyglądało bez blizn.Tatuaży. Pociętych nadgarstków. Rozstępów. Plam od słońca. Prób samobójczych. Nic nieznaczących kochanków. Szmirowatych książek. Podróży bez celu. Kamieni kopanych rozdeptanym trampkiem. Ukruszonych zębów. Zawodów miłosnych. Kiepsko płatnych prac. Zakaraluszonych mieszkań. Tak więc oszczędzaj się dalej, na czarną godzinę, na lepsze czasy, na odświętne okazje. Zbieraj siły.

Życie odbywa się na żywca, bez próby generalnej, postaraj się – mówili.

Zapomnieli tylko poinformować, że najciekawsze rzeczy dzieją się w didaskaliach. Na marginesach życiowego poukładania, przyzwoitości i złotego środka.Tam mnie proszę teraz szukać. I wszystkim Wam serdecznie polecam się tam wybrać. Stan równowagi jest cudowny, ale tylko po to i żeby również ten ciężko wypracowany benefit potrafić porzucić. I zrobić to z klasą."

 ----

Niedziela - normalnie ludzie wstają przed południem i myślą co fajnego dzisiaj zrobią...
ja wstaję o 8:00 choć od 6:00 już się kręcę i jakoś nie mogę spać. Mój mąż śpi (co mnie strasznie wkurza) do 10:00, potem w biegu do kościoła, w biegu obiad i robi się 15:00. Normalni myślą - co zrobimy z tym popołudniem, ja myślę - jejuu już koniec dnia, a jutro do pracy :///
I niby wiem, że to nie jest normalne a nic z tym zrobić nie umiem. Lub nie chcę.

Dzisiaj idziemy na spotkanie  - mąż wymyślił - o 16:30 - więc już od rana jestem zdenerwowana. Nie znoszę takich późnych niedzielnych spotkań.W ogóle chyba nie lubię wszystkiego na co nie mam wpływu. Zdarza się, że po prostu odmawiam, nie idę.

Moje didaskalia są krótkie. Niewiele się tam dzieje.  Mój strach determinuje różne aspekty mojego życia. Także te najważniejsze. 

Mimo, że już 10:00 i dla mnie to już połowa niedzieli - życzę Wam pięknego dnia.







.