stylesheet' type='text/css'>

niedziela, 18 stycznia 2015

Niedziela

Jutro znów staję na starcie o 6:00
i czekam na wystrzał.
Potem biegnę, coraz szybciej
każdego dnia coraz szybciej
aby jakoś dobiec do mety w piątkowe popołudnie.
Nie jest lekko, buty mam niewygodne, 
nie znam trasy, po drodze kilka osób
spycha mnie z toru.
Co jest na końcu poza metą...
jeszcze nie wiem.
Jest moment na położenie się na bieżni
i oddychanie pełnymi piersiami.
Nie zwyciężyłam jeszcze ani razu,
więc wciąż staję do tego wyścigu.
Co poniedziałek o 6:00 rano.


Przestałam o tym myśleć,
że płynie czas, że nie mam szans,
że inni są szczęśliwsi.
Do dzisiaj.
Wróciła myśl -
z inną miałby wszystko,
a co ja mogę mu dać
 poza 
nieobecnością?