Pada deszcz
na wiosenną Warszawę.
Gdyby nie to bum może nawet bym tej wiosny nie zobaczyła.
Mam tak od kilku lat.
Pory roku tak szybko się zmieniają, nie nadążam.
Widzę głównie biuro od środka,
wracam do domu, gotuje coś,
zamieniam z mężem 2 zdania
idę spać
i tak w kółko...
W czasie tego zwolnienia nie myślałam za bardzo o pracy,
nie opracowałam żadnej koncepcji (mam wyrzuty sumienia bo poza
bólem szyi i pleców - w zasadzie mogłam o pracy trochę myśleć),
może gdybym tak zrobiła, dzisiaj nie bolałby mnie brzuch na samą myśl o powrocie.
Ale musiałam złapać dystans, odetchnąć,
inaczej chyba bym wybuchła na milion cząsteczek.
Też tak czasem macie?