Za cokolwiek się zabiorę
rodzi się stres.
Poruszam się jak dziecko we mgle.
Dzisiaj ktoś na mnie podniósł głos
- "wprowadzać zmiany trzeba umieć..."
nie wierzę, że nawet nie zadrżał mi głos
zdumiona patrzyłam i zabrakło mi słów.
Komunikacja tam wymaga wiele cierpliwości.
Mojej cierpliwości.
Nie tracę pewności siebie i wiary w siły.
Chcę zrobić wszystko na raz,
a to okazuje się niemożliwe
więc się frustruję.
Wszyscy chcą ze mną rozmawiać,
a ja mam przecież tyle do roboty.
Pracuję wiec po kilkanaście godzin
i ledwo żyję.
Wiem, sama tego chciałam.
Potrzebuję czasem się przytulić
i nie myśleć o niczym.
Bywa ciężko.