Moja największa konkurencja,
najmłodsza...
ukochana...
zawsze wszystko jej było wolno,
nigdy nie mogłam tego zrozumieć.
Musiałam się z nią bawić, opiekować,
przed snem opowiadać historie
aby było jej łatwiej zasnąć.
Całe dzieciństwo we wspólnym łóżku
kłóciłyśmy się o to, by żadna nie przekroczyła
"połówki" tej drugiej...
Nie lubiłam jej.
Mój "ogon"...
Kiedy dorastałyśmy - właściwie
oddzielnie nie wiem co się z nią działo,
czasem wyjeżdżała po mnie na przystanek
gdy wracałam w piątek z internatu,
częściej nie było jej w domu - imprezowała
zawsze beze mnie.
Nie opowiadała o chłopakach,
miała zawsze swoje zdanie, swoje decyzje,
raczej nie była skłonna słuchać.
Na studiach starałam się jej pomagać,
mówiła na mnie "sanepid"
gdy wpadałam do jej wynajętego mieszkania,
ale w ciężkich chwilach, po swoich zajęciach
uczyłam się z nią o estrach, w akademiku na końcu miasta.
Jej ślub - napisałam jej piosenkę
o tym, że zawsze może na mnie liczyć.
Bo jest
i zawsze będzie moją małą siostrzyczką.
Kiedy znalazła się na zakręcie
i jej dni stały się naprawdę trudne,
robiłam co mogłam, choć często
nie chciała słuchać, rozmawiać.
Starałam się przynajmniej być.
Dzisiaj,
kiedy robię jej zdjęcia,
gdy jest w 33 tygodniu ciąży
i za chwilę będzie mamą,
wciąż zastanawiam się
kiedy zacznę patrzeć na nią inaczej niż dostąd,
niż na moją maleńką siostrę,
dla której zrobiłabym chyba wszystko.