Myślałam, że już mnie to nie rusza...
Ten rytm,
który wyznacza stukot obcasów po chodnikach.
Trąbienie aut , szum szyn tramwajowych,
"puf, puf" - uderzenia pary z przyulicznych kawiarenek,
z których wyskakują na chodnik panie z gorącymi kubkami w dłoniach,
Myślałam, że mi to minęło.
Obijanie się o przypadkowych przechodniów w przejściu podziemnym,
patrzenie pod stopy, żeby się nie potknąć.
Schody...
schody....
... schody.
A jednak.
Kiedy mijam centrum miasta,
przejeżdżając pod nim metrem,
wsiadam do zatłoczonego tramwaju
po to by później
gęsiego po chodniku
maszerować
z tłumem trybików, maszyn
mieszczących się w szklanych wieżowcach
- to nie myślę o tym zwykle,
że przecież mogło być inaczej...
A jednak mnie to rusza.
Jednak nadal rytm miasta
wywołuje przyjemny dreszcz.
Zwłaszcza wcześnie rano, gdy wszyscy spieszą się do pracy.
Nie często mam okazję Ją taką oglądać -
budzącą się.
To miasto poranne jest moim ulubionym.
Jeszcze nie w pełni obudzone,
ale już nie śpiące.
![]() |
Wiem, że już była
ale niezmiennie mnie zachwyca:
--- // ---
Odpowiednie dawkowanie sobie pewnych doznań jest drogą do ciągłego zachwytu
nad Tą, która jest tak często nielubiana.
Czuję to samo. Gdy stoję rano na peronie czekając na pociąg, który zawiezie mnie do mojego szklanego wieżowca, gdy coraz więcej ludzi się w nim tłoczy przestępując z nogi na nogę. Gdy biegnę do tramwaju, a potem do pracy. Czasami zajdę na jajecznicę w innym wieżowcu, wtedy czas na chwilkę staje w miejscu, ale gdy z niego wychodzę i znowu podążam w stronę fabryki, ponownie czuję się jak trybik. Uśmiecham się w windzie, witam się na recepcji, włączam komputer... Mnie też to wciąż rusza...
OdpowiedzUsuńAle nawet w dżungli szklanych domków można spotkać normalnych ludzi:))))
UsuńA można! Znam takiego jednego normalnego ludka z tamtych okolic :*
UsuńUwielbiam podróże metrem...jak jestem we Warszawie to potrafię jeździć w tą i z powrotem :D
OdpowiedzUsuńA ja przeciwnie. Za każdym razem jak wsiadam - modlę się żeby nic złego się nie stało. To chyba nie jest normalne?!
Usuńa ja tam tego nie lubiłam...
OdpowiedzUsuńi nie lubię dalej.. wiejska baba chyba ze mnie
Dlatego jak napisałam : "odpowiednie dawkowanie". Lubię moją Warszawę na uboczu ale od czasu do czasu lubię poczuć też tę "centralną" :))
Usuńo widzisz ;-) ja tam marze o domku.. z ogródkiem i takie tam. póki co prędzej go sobie narysuje
UsuńPamiętam jak w czasach studiów miałam praktyki w Warszawie. Niby już parę ładnych lat żyłam w dużym mieście, ale jak weszłam w stołeczną codzienność, to zupełnie nie mogłam przywyknąć do tych tłumów ludzi i wracając na weekendy do Łodzi miałam wrażenie, że wróciłam na spokojną wieś ;) Jednak wolę swoje brzydsze i mniej tłumne miasto, choć ruchu tramwajów też mi brak, jak na dłużej pojadę do swojej rodzinnej małej mieściny.
OdpowiedzUsuńja wrocławianka ale kocham Warszawę....spędziłam w niej kilka lat...tam na świat przyszedł mój Synek...to będzie zawsze dla mnie wyjatkowe miasto...i tam znalazłam pracę kótrą naprawdę bardzo lubiłam....
OdpowiedzUsuń:) Wrocław to też świetne miasto!:)
UsuńNie wiem czy odnalazłabym się w Warszawie. Ale Poznań lubię. Coraz bardziej, skoro to ma być moje miasto, musimy się polubić. A wiosenne poranki spiesząc do pracy czy na uczelnię lubię bardzo.
OdpowiedzUsuńAż boję się to napisać Devi ... ja nie przepadam za Poznaniem:(
UsuńA Kraków?:)
OdpowiedzUsuńByłam w Krakowie tylko jeden raz. I tylko w nocy. Nie wiem jakie to miasto. Mam je na liście na ten rok:))
Usuńtak pytam, bo myślałam, że byłaś, ja w sumie też je mam na liście, tylko czasu wiecznie brak:)
OdpowiedzUsuń