Koleżanka urodziła dzisiaj córkę. Miała cesarskie cięcie. Jeszcze wczoraj wieczorem drżała ze strachu. Dzisiaj o tej samej porze patrzą na nią ledwie uchylone śliczne małe oczka. I już po strachu. Przynajmniej tym związanym z porodem.
Pojechałam zdjąć szwy dzisiaj z dziąsła. Mówiono mi - nic nie boli, łaskotki takie, nic się nie bój... Bałam się. Wykonałam piękną kopertę pod gabinetem, a było taaak ciasno...zajęło mi to z 6 minut. Na fotelu spędziłam może... 2 minuty. Nie bolało nic. I już po strachu.
Przychodzi tak szybko jak szybko mija.
Towarzyszy mi codziennie.
[Taki stan się leczy i nazywa lękiem :)]
Podobno instynkt przetrwania go wyzwala i to brak strachu powinien niepokoić.
Nie ogranicza mnie aż tak chyba, nie paraliżuje... więc mam nadzieję, że jest zdrowy.
Taką mam wieczorną refleksję...
nigdy go nie widziałam ale dzisiaj miał faktycznie wielkie oczy :)
z sieci |
gratulacje dla kolezanki....ale cale szczescie juz po strachu:)
OdpowiedzUsuń