Boję się jutrzejszego dnia.
Każdy poniedziałek wywołuje u mnie stres.
A jutrzejszy poniedziałek jakoś szczególnie mnie niepokoi.
Dostałą tzw. "wrzutkę" - trzeba coś policzyć
A ja bardzo nie lubię liczyć.
I wcale nie jestem pewna czy dobrze to zrobiłam.
...
Co jeszcze?
Wczoraj byłam na cmentarzu,
na Starówce, u znajomych.
Dzisiaj w kościele, na spacerze.
Piękna pogoda - bardzo tak lubię.
Powiedziałam A... muszę powiedzieć B...
i powinnam myśleć już o C...
a ja nadal myślę czy dobrze robię.
Myślę sobie czy ja nie jestem na to wszystko za słaba?
Za mała, za głupia...
W poniedziałek poparzyłam się wrzątkiem.
Bolało.
Zwinęłam się w kłębek i pomyślałam...
- bo już dawno tak nie myślałam, że -
ja przecież jestem tylko człowiekiem.
Boli mnie i jak boli to mam prawo płakać.
I płakałam.
A wcześniej też płakałam tego dnia
bo nie jestem już małą dziewczynką
i nikt nie mówi
"ojej...jak mi Ciebie żal..., w czym Ci mogę pomóc?"
I przecież wcale nie potrzebuję tej pomocy.
Potrzebuję tylko czasem to usłyszeć.
***
W telewizji już reklama z "let it snow"
lubię klimat świąt, kocham zimę...
ale czy 2 listopada to jednak nie jest ciut za wcześnie?
Miłego tygodnia Wam życzę:)